Kolejny tydzień i kolejne podsumowanie. Muszę powiedzieć, że jak przychodzi weekend, to już w sobotę w mojej głowie kłębią się myśli i pewna ekscytacja, że będę pisał przegląd tygodnia. Z jednej strony nic się nie dzieje, bo przecież leżę w domu. Z drugiej – w mojej głowie aż dymi! Przez te kilka dni obejrzałem, przesłuchałem i przeczytałem tyle rzeczy, że naprawdę w głowie mi się to nie mieści, dlatego jest to dobry moment, żeby pewne rzeczy przerzucić na papier.
Myślałem nawet teraz przed chwilą, żeby nadać temu jakąś strukturę, ale…nie. To jest tekst typu: moje przemyślenia, prosto z głowy. Piszę je dla Ciebie, ale chce, żebyś na własnej skórze doświadczył/a tego, co się w niej dzieje. Dlatego też chyba czuję ekscytację na myśl o pisaniu tego tekstu. Jest taki surowy, prosty z głowy. Bez pięciu korekt, poprawek i innych. Ten tekst jest poprawiony wyłącznie pod kątem literówek i może czasem powtórzeń, bo jak piszę pierwszy raz, to zdarza mi się używać tych samych słów wiele razy. Resztę chce zostawiać tak, jak to wychodzi z mojej głowy.
Po co mi podsumowania?
Pomysł na podsumowania tygodnia nie jest nowy swoją drogą. Pomijając, że robiłem je dla siebie od dawna, to brakowało mi miejsca, gdzie mogę „wyżyć się literacko”, choć nie jest to dzieło sztuki, to i tak cieszę się, że mam ten kawałek dla siebie. Mam takiego kolegę (pozdrowienia Radek!), który bardzo lubi język polski i często mi zwraca uwagę na błędy stylistyczne, gramatyczne itp. Nie chodzi oczywiście o literówki czy jakieś ortografy, nie, nie – raczej chodzi o pewne skróty myślowe, które robię w postach, przyznam, trochę nieświadomie. Mam też jak widać ciągoty do pisania zdań wielokrotnie złożonych. To w tekstach pisanych nie jest pożądane. (Normalnie bym to napisał jako jedno długie zdanie ????).
Kiedyś próbowałem to robić w formie tygodniowych vlogów, ale z tym było bardzo dużo czasu. Nagrania, montaż, przemyślenie tego wszystkiego pod koniec tygodnia było dla mnie…przerosło mnie po prostu. Myślę, że łatwiej by mi było nagrać 5-10 min jako vlog dzienny, niż robienie tygodniowego materiału. Pisanie to jednak inna bajka. To się da zrobić i nawet daje mi to satysfakcję. Zobaczymy, jak będzie z czytaniem tych tekstów, ale może kiedyś posłużą mi jako pewien drogowskaz i może zrobię z tego coś… jeszcze nie wiem.
To tyle tytułem wstępu
Teraz czas przejść do tego co się zadziało w tym tygodniu, a jak już napisałem – wydarzyło się sporo. Dalej jestem na zwolnieniu (do końca miesiąca), więc ograniczam swoje działania do minimum. Było jednak kilka rozmów i telefonów w sprawach pracowych. Nawet jeśli ktoś Cię zastępuje, to czasami po prostu odbierasz i załatwiasz sprawę. Pewnie mógłbym powiedzieć: znikam i nie ma mnie. Natomiast to nie jest mój styl, dużo odpoczywam, cieszę się z tego czasu, ale czasami jest to dobre zajęcie, jako swojego rodzaju przerywnik. Ciężko będzie wrócić do rutyny przypuszczam, chociaż trochę się już tęskni do sprawności.
A propos powrotu do formy, miałem wizytę u ortopedy – prywatnie. Ciekawa rzecz – moja wizyta kontrolna w szpitalu wykluczyła skręcenie. Wynika to jak widać z tego, że lekarz w szpitalu nie widział zdjęć sprzed nastawienia nogi… dlatego powiedział, że nie widzi skręcenia. To znaczy, że jego zainteresowanie i to, co pisałem w poprzednich podsumowaniach, było…niepełne. Tym nie mniej – w klinice lekarz powiedział, że złamanie jest poważne (w ogóle jako pierwszy mi dokładnie objaśnił, co się wydarzyło). Skręcenie było (wszak moja noga była wykręcona w drugą stronę), kość się połamała i kawałek wygląda, że wpadł do „torebki” stawowej (piszę z pamięci :P) i scenariusze są dwa: te kawałki mogą się rozpuścić/wytrzeć (jeśli były małe) i wszystko będzie ok. Druga jest taka, że mogę mieć w przyszłości potrzebę scalenia 2 kości za pomocą śruby. Czas pokaże.
Jedno jest pewne – czas śmieszkowania się skończył. Na wizycie zmieniłem gips na lekki, wodoodporny. Zdjęcie poprzedniego (cudnie ozdobionego) było też na swój sposób ciekawym doznaniem. Po zdjęciu gipsu wyszło, że noga jest jeszcze lekko sina i miałem ranę jakąś, bo zrobił się skrzep przy kawałku waty. Do tego moja łydka „znika” i to dosłownie. Widzę, jak mięśnie zanikają i czeka mnie naprawdę długa praca i rehabilitacja. Koleżanka Ewa, która około 2 tygodnie wcześniej miała motocyklową przygodę, właśnie zdjęcia gips i to samo. Noga „schudła” mocno. Trochę mnie to przeraża, bo na razie patrzyłem tylko na pozytywne aspekty, ale teraz już widzę, że to będzie kosztowna praca. Finansowo, czasowo i wiem już, że nie będzie należeć do przyjemnych.
Wszystko ma swoje pozytywne i negatywne strony, ale ja staram się skupiać na pozytywach. Jestem jeszcze w miarę młody i zawzięty, więc z takim nastawienie będę pracował nad powrotem do formy. Jest to cenna lekcja i nie jest to koniec świata, ludzie mają większe problemy, ale chcę zwrócić uwagę na fakt, że nie dostrzegasz takich rzeczy, do czasu aż Tobie się coś przytrafi. Wszystko ma jakiś koszt.
Kanapa
Czas, jaki mam na tej przysłowiowej kanapie, po 2 tygodniach serialowego szaleństwa zmienił się na lepsze chwile. Więcej czytam, piszę i uczę się. Zaczynam wracać nieco do siebie i to wprost przeniesie się na mój biznes i działania. Pracuję nad ścieżką klienta, produktami, reklamą, opisami na nową stronę internetową pod marką Rób Swoje. Sporo też myślę o przyszłości i tym, co wokół tej marki będę realizował. Spisuję to – na razie tylko dla siebie. Tobie będę to rozwijał w tych podsumowaniach, bo sam jeszcze nie mam pewności, że te plany ujrzą światło dzienne.
Co jeszcze chciałbym powiedzieć to to, że dość mam już tej kanapy. Tego, że każde wyjście to masa małych czynności, które naprawdę są denerwujące i uciążliwe. Poruszanie się o kulach też jakoś spala więcej energii. Naprawdę jestem głodny po każdym dłuższym spacerze, jakby zrobił dobry trening.
Są też tego dobre strony, takie, że naprawdę mam czas na myślenie. Takie niezakłócone. Wszystko mam pod ręką, notatnik, kartki do szkiców, laptopy, ipad, dziennik, książki. Wszystko jest pod ręką i mogę po prostu zacząć robić kolejne rzeczy.
Książki
Powiedziałem, że czytam i owszem, ostatnio skończyłem czytać Fakap. Po tym zacząłem i też już skończyłem „Na arenie biznesu. Z życia coacha i szkoleniowca” (książka i ebook). Książkę napisała Łada Drozda, dostałem ją na zakończenie studiów w LPS i dopiero teraz ją przeczytałem. Jest to zbiór doświadczeń z pracy trenera i coacha, których Łada ma naprawdę dużo. Ponad 20 lat temu, kiedy zaczynała w tym biznesie, wszystko dopiero się budowało. Dziś można powiedzieć, że lata świetności minęły, ale przecież tak można powiedzieć o wszystkim. Wydaje mi się, że w każdym obszarze można odnieść sukces, w jednym jest większa konkurencja, w innym mniejsza, ale jak robisz coś dobrze, to możesz wygrać. Dla mnie jako uczestnika tej branży było sporo małych podpowiedzi, perełek i lekcji, którymi autorka dzieli się w książce. Zaznaczyłem sobie kilkadziesiąt punktów, które zamierzam wykorzystać u siebie.
Jeśli Ty też pracujesz w tym sektorze, to na pewno mogę polecić Ci do przeczytania tę książkę. Sporo w niej przykładów i jak sama Łada napisała: “Ta pozycja jest dla trenerów i coachów, tak samo jak dla klientów, którzy z tych usług korzystają”. Budowanie świadomości i samoświadomości to ważny element rozwoju każdego z nas, a dzięki takim książkom możemy ją poszerzać. Dla mnie sporo w niej wartościowych rzeczy, ale znów ja lubię wyciągać coś dla siebie ze wszystkiego. Seriali, filmów, książek czy relacji. Wszystko może nas wzbogacić, jeśli się nad tym zastanowimy i weźmiemy coś dla siebie.
Biznes po amerykańsku
Wracając do pozycji poprzedniej, tj. “Fakapu“, to mogę powiedzieć, że o ile początek był bardzo zabawny, to koniec już raczej smutny. Książka pokazuje dużo prawdy o biznesie, startujący i tym, że można trafić na naprawdę ch**** szefa. Można być częścią zespołu, a jednak być z niego wykluczonym. Autor musiał przeżyć dużo upokorzeń, źle się z tym czuć, ponieważ napisał tę książkę w takiej, a nie innej formie.
Opisał działania firmy, która dziś warta jest $24 mld! Wtedy była warta już kilka miliardów, więc na pewno miał świadomość, że to ryzykowne posunięcie. To jednak ważny głos (albo wręcz przykład), pewnie można by go spłycić do: rozczarowany i narzekający ex-pracownik jedzie po swoim byłym pracodawcy. Pięćdziesięciolatek trafił do firmy, gdzie królują 20 i 30-latkowie. Wylał swoje żale i ot, cała historia. Ja jednak widzę to nieco inaczej. Dostrzegam rzeczy, które jeszcze 2-3 lata temu pewnie bym przeoczył. A to, w jakim środowisku pracujesz, z kim, jaka jest kultura organizacji, gdzie są postawione granice itp. To jest tak ważny element biznesu, o którym mówi się stanowczo za mało.
Nowe pokolenia wchodzą na rynek, czasy się zmieniają, a jednak pewne wzorce dalej są „modne” i wykorzystywane. Polska to rynek zupełnie inny niż Stany Zjednoczone. Dziś dostrzegam wiele przekonań, które nie powinny być aktualne, a jednak są. Zaryzykowałbym nawet powiedzenie, że biznesowo jesteśmy bardzo niedojrzałym krajem. Dodam, że nie wiem, czy to dobrze, czy to źle. Nie oceniam na razie, ale tak to postrzegam. Brakuje nam wzajemnego zaufania, brakuje otwartości i życzliwości. Biznes nie musi być przecież ponurą grą, gdzie tylko jedna strona ma być wygrana. Ja przynajmniej widzę to inaczej. Tak pracuję, takie mam wartości i szczerze mówiąc – zastanawiam się, czy to nie jest naiwne i idealistyczne.
Duchowość
Jestem na ścieżce również rozwoju duchowego i dziś wiem, że to jest moja droga. Moje podejście do życia jest zupełnie inne niż 10 czy 15 lat temu. Carpe diem to było moje motto. Przez wiele lat wybierałem niemyślenie o przyszłości. Życie chwilą, z dnia na dzień. To były piękne czasy. Nie miałem dzieci, kredytu, partnerki, żyłem w innym kraju. Grałem w gry, poznawałem świat, stawiałem pierwsze kroki w karierze zawodowej. Dziś to wszystko traktuję jak piękne lekcje i idę dalej. Szukam swojej drogi i czuję, że w tym życiu mam misję, którą chcę realizować. Dobra odleciałem, wracam na ziemię.
W tym tygodniu słuchałem też podcastu „7 metrów pod ziemią” – wywiadu z Robertem Bernatowiczem
Średnio podobała mi się tu rola prowadzącego, ale sam bardzo chętnie porozmawiałbym z p. Robertem w moim podcaście. Naprawdę bardzo ciekawa postać, która ma ogrom historii, które jeśli już o duchowości mowa, mogą otworzyć głowę. Na to też trzeba być gotowym, ale z drugiej strony – jeśli nie żyjemy w symulacji (typu Matrix), a kosmos wygląda, jak pokazują nam zdjęcia z teleskopów…to nie ma się co oszukiwać. Istnieje życie poza ziemią. Jeśli istnieje, to na pewno są światy bardziej zaawansowane od naszego i pewnie są takie, które są bardziej zacofane (tj. młodsze). To, co wybrzmiało w tym wywiadzie to: jesteśmy istotami duchowymi. Energia, aura i te klimaty mogą być celem samym w sobie. Odkrywamy siebie i budujemy, nie dla władzy ani pieniędzy, tylko właśnie dla zrozumienia istoty bytu i koegzystowania we wszechświecie. W poprzednim akapicie napisałem, wracam na ziemię…to wróciłem nie? ????
Po swojemu
Teraz już na poważnie. W ramach czasu w tym tygodniu więcej pracuję nad własnym biznesem. Książka Łady, również we mnie poruszyła kilka punktów, które sobie zapisałem i które chcę zrealizować. Trochę mi brakuje „przestrzeni”, ale tak naprawdę to włącza mi się #FOMO, frustracja i niemoc. Siadam do pisania i mam pustkę. Daje sobie przestrzeń, odpalam muzykę i działam, ale pojawia się wiele emocji. Myślę nad tym, czego tak naprawdę chcę i jak to powinno wg mnie wyglądać. Świetne ćwiczenie, ale naprawdę bardzo emocjonalne.
W podcaście pojawił się 3 odcinek serii o mojej wariacji cyklu Deminga czyli PDMP (Planuj, działaj, monitoruj, podsumowuj). Odcinki 11-14 będą mówiły o tym zagadnieniu. To proces, którego ja używam, który daje mi dobre rezultaty, więc naturalnie chce się nim podzielić. W kolejnym tygodniu będzie ostatni odcinek serii – czyli właśnie o podsumowaniach. Polecam przesłuchać od początku.
Coaching
Ostatnio sporo też myślę nad mocniejszym powrotem do pracy coachingowej. Na przestrzeni ostatnich miesięcy pracuję raczej jako konsultant/doradca niż Coach. To jest inny proces, praca pytaniami. Ostatni proces zakończyłem kilka miesięcy temu i od tej pory byłem wyjęty z poszukiwania nowych klientów. Dziś mam już przestrzeń do tego, żeby wrócić do tego rodzaju pracy. W sklepie pojawi się produkt z sesją i będzie można się na niego umawiać. Będę też pisał szerszy opis i chce nagrać wideo z informacjami o tym rodzaju pracy.
To jest proces, który pomoże Ci odnaleźć i wyznaczyć cele, budować samoświadomość oraz skupić się na działaniu. Ja w nim jestem towarzyszem. Pomagam dostrzec rzeczy, które sam/a przed sobą ukrywasz. Pracujemy w nim na emocjach, planach, marzeniach i relacjach. To czasami są obszary związane z karierą, biznesem, rodziną, zadaniami – to od Ciebie zależy, co chcesz przepracować.
Ja wiem po prostu, że mam teraz przestrzeń do pracy i mogę znów przyjmować klientów. Szczegóły i możliwość umówienia darmowej sesji zerowej znajdziesz na podstronie: coaching.
Jeśli czujesz, że to co napisałem, brzmi rozsądnie i chcesz ruszyć z miejsca, to śmiało. Odezwij się do mnie.
Relacje
To też temat, który bardzo mocno w tym tygodniu wszedł mi do głowy. Związane to oczywiście z tym, co dzieje się w moim życiu. Wiem, że jeszcze nie jestem gotowy, żeby się tym otwarcie dzielić, ale przyjdzie taki moment. Mówienie o relacjach (czy nawet pisanie) jest o tyle trudne, że dotyka nie tylko mnie, ale również drugie strony. Nie chcę stawiać innych w świetle, które może być wypaczone moim słowami czy punktem widzenia. Czasami jak to mówią – milczenie jest złotem.
Nie zmienia to faktu, że relacje to bardzo ważna część naszego życia. Warto o nie dbać i gdybym miał napisać tylko jedno zdanie to napisałbym to: Relacja wymaga uważności i pracy wszystkich stron. Bez pracy i rozmowy nie przetrwa żadna, nawet najsilniejsza, relacja. Czy to z partnerem, czy z dzieckiem czy przyjacielem, w każdej warto dawać z siebie wszystko.
Moje dziewczynki chwilowo na wakacjach, więc się zdzwaniamy we czworo i gadamy, czasem we troje, czasem we dwoje, z każdą z nich. Z jednej strony – kiedy ich nie ma, można poczuć luz, nic nie trzeba, a pewne „obowiązki” znikają. Z drugiej – bardzo za nimi tęsknię i one wiem, że też. Ich radość, śmiech, foszki, przemyślenia i uśmiechy to najcudowniejsze, co w roli rodzica dostaję. Każdy dzień z nimi jest ekscytujący i daje wgląd w siebie. Dużo się od nich można nauczyć. Nie zawsze to tylko tęcza i radość, ale nawet łzy i ich smutki to będą piękne wspomnienia. ❤️
Kończąc na dziś – to był naprawdę wartościowy tydzień. Pełen przemyśleń i lekcji, wykonanych i niezrobionych zadań. Wysiłku i odpoczynku. A przed nami jeszcze tylko 20 tygodni 2023 roku.
Pozdro i do kolejnego podsumowania!