Jak pisałem w ostatnim newsletterze, miałem niewątpliwą przyjemność zrealizować siebie w roli przyjaciela. Magdalena, z którą współpracuję, a która mieszka w Szwecji zmaga się z trudnymi chwilami w swoim życiu. Poleciałem więc do niej, żeby pobyć z nią, pogadać, a przy okazji samemu naładować baterie.
Na ten temat nie będę się rozpisywał – zapraszam do przeczytania tego tekstu: link
W tym wpisie chce pdozielić się kilkoma przemyśleniami na temat samej Szwecji. Byłem tam pierwszy raz i mam pewne przemyślenia. Pierwsze jest takie, że ta część, w której byłem jest niesamowicie urokliwa. Niska zabudowa, bardzo kolorowa, przyjaźni ludzie, naprawdę cudowne miejsce. Porobiłem trochę zdjęć, chociaż nie tak dużo jak bym chciał, bo nie to było celem, ale od tej strony jest po prostu pięknie i co chwila można się zatrzymywać, bo kadry są na każdym kroku.
Kolejna uderzająca rzecz to fakt, że mimo iż wszyscy mówią po angielsku, nie ma „udogodnień” w stylu: angielskie menu w knajpie, anglojęzyczne opisy na kempingu i takie tam. W zasadzie w większości miejsc, które do tej pory odwiedzałem, to było dość naturalne. Ot w Polsce to też normalne, chyba, że może ja po prostu bywam w takich miejscach.
W trakcie pobytu, przyleciałem do Getynburga, gdzie Magda odebrała mnie z lotniska i pojechaliśmy do miejscowości w której mieszka czyli – Tidaholm. JA jak to ja, totalny turysta, nie ubrałem się (pozornie) odpowiednio na ten wyjazd, więc po samych Tidaholm nie wiele chodziliśmy. Poszliśmy zjeść, wypić kawkę i potem do Magdaleny do domu poznać się z jej rodziną. W trakcie uznaliśmy, że w związku z tym, że w mieście są dwa hotele, a przydałaby się przestrzeń na otwarte rozmowy, spróbujemy planu B. W zasadzie mogę powiedzieć, że to plan A, bo jak leciałem, to nie było żadnego planu. Kiedy dostałem mail od Magdy, zrozumiałem, że nie jest dobrze i po prostu podjąłem decyzję, że lecę. Kupiłem bilety, a o całą resztę zamierzałem się martwić na miejscu.
Magda wymyśliła, że moglibyśmy pojechać na jakiś okoliczny kemping, wynająć małe domki i tam spędzić czas. W trakcie jak jedliśmy to mąż Magdy znalazł kilka opcji i na koniec Magda wybrała znane sobie miejsce nad jeziorem. Pogoda była bajeczna, choć wg prognoz miał cały czas padać deszcz, ale to miało miejsce tylko w poniedzialek, sobota i niedziela były cudowne. Słońce, błękitne niebo, śnieg, lekki mróz – bajakowo! Idealne warunki do spacerów i rozmów.
Ja na nowo odkryłem w sobie małe dziecko. Biegałem z aparatem, cieszyłem się naturą, naprawdę ten wyjazd dał mi dużo radości. Mała rzecz, bo w zasadzie można uznać, że nie było tam wiele. Na kempingu byliśmy praktycznie sami, co dało przestrzeń do przemyśleń i pełnego luzu. Dziś wiem, że na taki wypad mogłem się lepiej przygotować (ubraniowo np.). Miałem taką myśl, żeby wskoczyć do tego jeziora i pomorsować, ale koniec końców się nie odważyłem. Brak „zapasowego” obuwia, w miejscu gdzie totalnie nie wiem czego się spodziewać spowodował, że stwierdziłem: „lepiej nie ryzykować”.
W najbliższym sezonie, może uda mi się zmienić motocykl na nieco bardziej turystyczny i ruszyć sobie na mniejsze wyprawy i naprawdę marzy mi się, żeby wrócić do Szwecji na motocyklu. Już widzę, że to destynacja, która wbija na moją listę marzeń.
W trakcie tego pobytu, praktycznie nie myślałem o pracy. Napisałem tylko wiadomość, nagrałem ją i wysłałem. Do tego kilka storisków na insta i tyle. Nawet mój dziennik się nie zapełnij jakoś specjalnie. To był czas bycia tu i teraz. W rozmowie, z przemyśleniami, z samym sobą i w towarzystwie, było również milczenie i cisza.
Wiele rzeczy jeszcze układa mi się w głowie, ale wiem, że biorę dla Siebie bardzo dużo z tego wyjazdu. Mam również nadzieję, że dałem Magdzie to czego potrzebowała. Bardzo uwalniające, bo ja lubię efektywność, planowanie, ale z natury jestem cholerykiem, który w dużej mierze opiera się na intuicji i spontaniczności. Dawno nie doświadczałem tego w tak czystej postaci. Może to doświadczenie wpłynie na mnie mocniej?
Były też momenty ciszy. Nie jest to moja mocna strona, szczególnie kiedy jestem w towarzystwie. Lubię mówić i wcale się tego nie wstydzę. Ten wyjazd pokazał mi jednak, że nie muszę. Milczenie w towarzystwie to też piękne doświadczenie. Zupełnie inny poziom znajomości, kiedy możesz z kimś być, rozmawiać, a potem siedzieć w ciszy przez 5, 10, 30 minut. Dla kogoś takiego jak ja, to nie jest oczywista rzecz. Niby potrafię, ale na początku nie było to komfortowe.
W trakcie rozmów padło kilka mocnych pytań. To też było niesamowite obserwować nas w zderzeniu z silnymi emocjami. były przebłyski, były zdefiniowane strachy, ale powiedzieliśmy sobie też co jest dla nas TOP10 najlepszych rzeczy jakie nam się przydarzyły. Taka forma wdzięczności i podsumowania dotychczasowego życia daje dużo dobrego.
Piszę ten tekst w samolocie, kiedy wszystko jest jeszcze świeże. Czekam na spotkanie z rodzinką. Ta „rozłąka” uświadomiła mi jakim jestem szczęściarzem. Wiele dobrego jeszcze przede mną. Jestem niesamowicie wdzieczny, za to co mam, gdzie jestem i najważniejsze – z kim.
To co biorę dla siebie jako lekcje, którymi chętnie się podzielę:
- dbanie o ważne relacje, daje dużo dobrego (wszystkim stronom)
- Spontaniczność to również moja natura i dziś jestem w miejscu, w którym mogę sobie na nią pozwolić
- Bycie na odludziu pomaga się wyciszyć i uspokoić myśli
- Milczenie jest złotem – nie jest to łatwe
- Natura jest dla mnie ważna i daje mi radość
- Lubię robić zdjęcia
- Czas dla siebie jest bardzo ważny.
- Bycie otwartym, wdzięcznym i uważnym ułatwia życie. Staje się ono proste.
- Nic w życiu już nie muszę, ale wiele rzeczy chce robić i mam możliwości, żeby realizować swoje pomysły, marzenia i projekty.
- Opinia innych jest czymś co potrafi zmrozić i zablokować. nie zawsze jest to prawda i warto się uwolnić od przyjmowania cudzych opinii o sobie
- Rób w życiu to na co masz ochotę i ciesz się każda chwila. Szkoda czasu na zamartwianie się i narzekanie.
To tyle jeśli chodzi o te wycieczkę. Pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni. Mam nadzieje😉następny może już z dziewczynkami ❤️