
Dokładnie 07/03/2017 o godzinie 21:36 kupiłem na AppleTV film pt. „Minimalizm”. Na początku wydał mi się trochę śmieszny, gdyż dotyczy zamiany domu na mieszkanie o powierzchni ponad 100 m2. Bohaterowie tłumaczą w nim, że duża przestrzeń nie jest im wcale potrzebna do szczęścia. Oczywiście nie tylko, ale sam początek nie nastawił mnie pozytywnie. Wtedy nie byłem gotowy na to, aby mocniej przyjrzeć się całej koncepcji.
Jednak mimo było to ponad 3 lata temu, mimo początkowych śmieszków gdzieś wewnętrznie zacząłem się nad tym zastanawiać. Zeszło mi się, ale od tego mniej więcej momentu zacząłem inaczej patrzeć na wydatki, liczbę rzeczy w domu i na to, czego potrzebuję do szczęścia. Kiedyś potrafiłem spędzić w galerii cały dzień, kupując wciąż nowe rzeczy, bogacąc się i wydając zarobione pieniądze na kolejne gadżety czy ubrania. Konsumpcjonizm w pełni można by powiedzieć.
Tu warto pewnie spojrzeć na wczesne lata. Kiedy sam przez długi czas nie doświadczasz bogactwa, a tylko widzisz je u innych, to później chcesz tego samego dla siebie. Nagle kończę 19 lat, zaczynam zarabiać pieniądze i mogę sobie pozwolić na rzeczy, o których kiedyś mogłem tylko pomarzyć. Mieszkałem wtedy w Dublinie, zarabiałem, żyłem na swoim i w zasadzie całą kasę „przejadałem”. Kupowałem sobie gadżety, droższe ubrania, pozwalałem na wyjścia i wiele innych. Im więcej miałem, tym więcej chciałem. Błędne koło, w którym biegałem, trwało w zasadzie bardzo długo. Zawsze byłem bardziej rozrzutny niż oszczędny. Do dziś w zasadzie lubię fajne, drogie rzeczy.
Dziś – w tym innym niż dotychczasowe roku 2020 – sporo się zmieniło. Odkrywam i zagłębiam filozofię minimalizmu, lean i kaizen. I to wcale nie oznacza, że od dziś będę żył jak mnich. Niemniej, te 3 lata od obejrzenia filmu to była droga. Małymi krokami dochodziłem do momentu, w którym świadomie zarządzam swoimi pieniędzmi. Czytałem, oglądałem filmy, uczyłem się i dziś jestem w punkcie, w którym zaczynam doceniać przebytą ścieżkę. Idę ku niezależności finansowej, inwestuję, działam w zupełnie innej skali. Nie powiem, że przyszło mi to łatwo i szybko. Wręcz przeciwnie, był to długi i bardzo kosztowny proces. Kosztowny nie z powodu wydatków na naukę, ale zbytnią zachłanność i stratę niemałej sumy pieniędzy. To jednak temat na inny post.
Wracając do drogi, zgłębiając minimalizm i wchodząc w tę filozofię postanowiłem oczyścić moją przestrzeń z niepotrzebnych rzeczy, które w tym momencie nie są dla mnie kluczowe. Często zbieramy, kupujemy, odkładamy i zapychamy swoje domy, garaże i komórki. Ja postanowiłem trochę się „odgracić”.
Jeszcze w sierpniu, kiedy było ciepło, chciałem wyruszyć na wyprzedaż garażową w Warszawie. Sprawdziłem gdzie w okolicy takie wydarzenia się odbywają. Nie zdecydowałem się niestety, gdyż myśl, że miałbym siedzieć 4-6 godzin i liczyć, że coś z moich rzeczy zainteresuje klienta, wydała mi się bardzo nieefektywna. Wolałem ten weekend spędzić z rodziną. Jako człowiek, który powtarza wszystkim #noexcuses zastanowiłem się, co mogę zrobić? Jak zrobić wyprzedaż garażową bez wychodzenia z domu? Oczywiście jest OLX, jest Allegro i inne tego typu portale. Są tam jednak obostrzenia, są koszty, a jeśli chcesz się przebić w wynikach, po prostu musisz zapłacić. Zatem jak można to zrobić inaczej? Co więcej da się zrobić?
Mój pomysł to uruchomienie własnej wyprzedaży z wykorzystaniem Notion! Podejmuję próbę znalezienia nowego domu dla przedmiotów, które na dziś nie są mi potrzebne. Nie wiem, czy to mi się powiedzie, nie wiem, czy będzie ruch, czy kogoś moje oferty zainteresują. Pewnie nie będzie dostępu do setek tysięcy użytkowników portali ogłoszeniowych, ale to jest okej. Nie musi być. Pomyślałem, że to może być bardziej lokalna wyprzedaż. Jestem członkiem kilku fajnych społeczności, Facebook i Instagram działa, dlatego spróbuję. W najgorszym razie nic się nie sprzeda, w najlepszym – moje gadżety znajdą nowy dom.
Aktualnie buduję studio i małe biuro na potrzeby własne, wszystko staram się pozyskać z portali ogłoszeniowych. Po co kupować biurko za 400 zł, skoro mogę pozyskać je w cenie 45zł? O tym już przygotowuję post i wideo, bo to temat, który często się powtarza w rozmowach z ludźmi, że się nie da, bo wszystko kosztuje…
No i teraz asortyment – wszystkie przedmioty, które sprzedaję, są sprawne i niezniszczone. Kiedy coś uznaję za śmieć, po prostu wyrzucam lub wstawię do oddania za darmo – sam ocenisz, czy się nadaje.
Ceny za większość z nich są symboliczne (nie wszystkie, bo mam też na liście wartościowe rzeczy). Do każdej z nich należy doliczyć opłatę za przesyłkę listową w wysokości średnio 12 zł (dla większych paczek koszt będzie pomiędzy 30-60 zł). Możliwy (i preferowany) jest również odbiór osobisty w Warszawie (okolica metra Służew).
Dla Twojej wygody są opisy i kategorie, będzie też możliwość filtrowania wyników, bo zakres będzie dość szeroki. Będą ubrania, elektronika, zabawki, książki, filmy i inne bliżej nieokreślone na teraz rzeczy.
Zasada zakupu jest prosta – kto pierwszy, ten lepszy. Cała komunikacja związana z wyprzedażą kierowana musi być na adres e-mail: wyprzedaz-at-jakubgromek.pl. Tylko tu przyjmuję zgłoszenia, zatem jeśli chcesz coś kupić, napisz – ceny można negocjować.
No i to tyle, zobaczymy czy mój pomysł zadziała, czy będzie miał sens. Będę informował w social mediach o tym, że pojawiły się nowe rzeczy, bo pewnie książki, ubrania i inne będę się pojawiać w miarę jak idea minimalizmu będzie się w naszym domu rozprzestrzeniać. Może nawet Urszula i dziewczynki zdecydują się wrzucić tu swoje rzeczy? Czas pokaże! A teraz zapraszam na stronę https://jakubgromek.pl/wyprzedaz